Strona główna » Masakra nankińska – dramat Chin

Masakra nankińska – dramat Chin

przez Piotr Chodak

Data 13 grudnia w Polsce to rocznica wprowadzenia stanu wojennego. Od lat temat kontrowersyjny, będący pożywką dla polityków różnej maści. Ten sam dzień w innej części świata to data wspominana z ciężkim bólem w sercu obywatela dalekiego kraju. W 1937 r. Japonia dopuściła się jednej z najokrutniejszych zbrodni. Zbrodni na niewinnych obywatelach Chin.

Państwo Środka w tamtym okresie było miejscem, gdzie ścierały się, w sposób okrutny, mocne charaktery.
Rządzący Kuomintang, z siedzibą władz w Nankinie, prowadził wojnę domową z komunistami. Czang Kaj-szek i Mao Zedong walczyli o władzę nad Chinami. O swoją wizję kraju, którym mieli władać. Jednocześnie na północnym wschodzie kraju Mandżuria kontrolowana przez Japonię, gdzie znajdowało się marionetkowe państwo Mandżukuo z ostatnim cesarzem dynastii Qing, Puyi. Tak właśnie wyglądały Chiny w latach 30. XX wieku.

Cesarstwo Japońskie, które rok wcześniej podpisało wraz z III Rzeszą pakt antykominternowski, miało zapędy imperialistyczne. Kraj będący elitą intelektualną i militarną w tamtym rejonie świata szukał dla siebie przestrzeni do życia.

Prawda, że dziwnie znajoma sytuacja?

Po incydencie na moście Marco Polo 7 lipca 1937 r. Japonia rozpoczęła inwazję na Chiny. Incydent ten posiada identyczną wartość historyczną co wydarzenia przy radiostacji w Gliwicach w 1939 r. Jakże podobne metody, jakże podobne doświadczenie. Cesarstwo Japońskie z powodu swojej przewagi militarnej z każdym dniem zdobywało coraz większy obszar Chin. Szanghaj, który stanął na ich drodze, został przykryty ogniem, który strawił większą część miasta.

Ogromna brutalność

9 grudnia Japończycy, będąc na przedmieściach Nankinu, wystosowali propozycję poddania miasta w ciągu 24 godzin. Propozycja nie spotkała się z żadną odpowiedzią, dlatego też generał Iwane Matsui wydał rozkaz szturmu na miasto, które zaciekle broniło się przed wojskiem lądowym i lotnictwem. 12 grudnia obrońcy wycofali się na drugą stronę rzeki Jangcy. Nastąpił pamiętny 13 grudnia. Tego dnia wojska Cesarstwa Japońskiego wkroczyły do miasta. To, co działo się przez kolejne 6 tygodni, zostawiło bliznę na narodzie chińskim, która nie zabliźniła się do dziś i która zapewne już nigdy nie zniknie.
Masakra nankińska, zwana inaczej gwałtem nankińskim, to mroczny czas, kiedy mieszkańcy tego miasta byli świadkami, ale w zdecydowanie większej części uczestnikami dramatycznych, wręcz niewyobrażalnych wydarzeń.

Liczne egzekucje żołnierzy chińskiej armii wykonywane z rozkazu lub bez. Strzały z karabinów, nauka posługiwania się bagnetem na ciałach jeszcze żywych jeńców, dekapitacje słynną kataną (japoński miecz) w formie zawodów, podpalenia, zakopywanie żywcem.

Cierpieli również cywile. Liczne gwałty liczone w tysiącach również na małych dziewczynkach. Po tych traumatycznych doświadczeniach dochodziło do trwałych okaleczeń, a nawet zabójstw. Mieszkańców okradano z każdej cennej rzeczy, którą jeszcze posiadali. Zdarzały się zabójstwa tylko z tego powodu, że zatrzymany przechodzień nie miał przy sobie nic cennego. Plądrowane i podpalane miasto było więzieniem. Każdy, kto próbował schronić się na obrzeżach miasta lub wręcz z niego uciec, był atakowany przez lotnictwo Cesarstwa Japońskiego. „Zamknięte” miasto, wypełnione niewyobrażalną przemocą. Ja w tym miejscu widzę kolejną zbieżność z tym, co już znam z historii.

Dziedzictwo

Dopiero po zakończeniu II wojny chińsko-japońskiej i wojny na Pacyfiku można było osądzić i skazać winnych tej tragedii. Jak się okazało, nie był to jedyny zbrodniczy przypadek w tamtych latach, którego dopuściła się Japonia.
Liczbę ofiar masakry nankińskiej ocenia się na ok. 300 tys. osób. Jedno miasto w krótkim czasie straciło tak wielu w tak straszny sposób.
Na samym początku opisałem Chiny jako daleki kraj, egzotyczny, mało znany. Jak widać doświadczenie II wojny światowej, które dotknęło nasz kraj w sposób bardzo dotkliwy, zaskakująco zbliżone jest z tragedią, która spotkała Chiny.
Posiadamy wiele wspólnych doświadczeń pomimo kilometrów, które nas dzielą. Nasze kraje w swojej historii zawierają te same akcenty, te same rozdziały.

W swoim imieniu pozwalam sobie na złożenie wyrazów współczucia z powodu tragedii, jaka spotkała mieszkańców Nankinu. Pamięć o tych wydarzeniach na pewno nie zostanie zatarta. Nie chciałem skupiać się na szczegółowym wyliczaniu okrucieństw. To nie jest licytacja na mocny opis, to próba podtrzymywania pamięci, duchowym łączeniu się z odległym, ale jakże bliskim poprzez wspólne doświadczenia narodem Chin.

Komentarze

Może Ci się spodobać